Za każdym razem kiedy przeżywam mikro załamanie nerwowe np. turbo zmęczenie, nadmiar obowiązków, humory dzieci, poczucie, że nic nie ogarniam itd. przypominam sobie rozmowę z moją przyjaciółką, która dotyczyła niepamiętania. A brzmiała mniej więcej tak:
- Dlaczego ona mi to robi? Nie wiem jak dalej pociągnę. Jeszcze gdyby te moje starania odnosiły jakikolwiek rezultat ale ona po prostu ryczy. Mam wrażenie, że ryczy ciągle. Ten jej ryk brzęczy mi w uszach nawet jak wychodzę z domu. Jasiek taki nie był… – mówię łamiącym się głosem.
- Coooo??? Jak to? Nie pamiętasz już naszej rozmowy 4 lata temu, kiedy Jasiek był taki mały? Miał kilka miesięcy i płakałaś mi w słuchawkę, że nie dajesz rady, że nocki zarwane, że nosisz go ciągle. Jezu ile Ty go nosiłaś… – odpowiada moja przyjaciółka (swoją drogą też Agnieszka, też z tego wyjątkowego rocznika 90’ ;)).
I wiecie co? Serio nie pamiętam. Nie pamiętam, żeby było mi tak ciężko, nie pamiętam tych zarwanych nocek, tego noszenia i tego, że płakałam. Nie wiem, czy jest to reakcja obronna organizmu, czy w drodze ewolucji tak się porobiło, bo inaczej przestalibyśmy się rozmnażać. Nie wiem. Wiem na pewno, że w mojej głowie zostały same dobre wspomnienia z tego czasu, kiedy mój syn był niemowlakiem. Pamiętam jego słodkie miny, które robił leżąc na moich kolanach. Pamiętam nasze pierwsze wakacje nad morzem. Pamiętam dzień, kiedy postawił pierwszy samodzielny krok. Pamiętam jak chodził po mieszkaniu z wielkim, zielonym ogórkiem tak długo dopóki nie zjadł całego. Ale kompletnie nie pamiętam zmęczenia, poczucia, że nie ogarniam i innych rozmaitych boleści, które zapewne towarzyszyły mi w tamtym czasie. Dlatego być może wcale nie było to wszystko aż tak dotkliwe jak wówczas mi się wydawało. Prawda jest jednak taka, że do tego typu wniosków dochodzi się dopiero po jakimś czasie.