Kto mi wyjaśni o co chodzi z tym sobotnim sprzątaniem? Serio, bo ja nie ogarniam tego tematu. Mam wrażenie, że cały świat w sobotę oddaje się czynnościom sprzątająco-porządkowym, że jest gdzieś zapisana złotymi literami taka zasada, że każdy, kto nie poświęci się tym zajęciom zostanie strącony w najgłębszy krąg piekła lub nie dostanie odznaki za wzorowe posprzątanie. Ja takiej odznaki nigdy nie dostałam, więc już w ogólnie nie wiem o co chodzi.
Mimo to, w piątek wieczorem układam w głowie plan – rano wstanę wcześnie, ogarnę kuchnię, później małż wjedzie cały na biało z odkurzaczem, ja pyknę łazienki, a po południu prace w ogrodzie. Może jeszcze zetrę parapety i ogarnę garderobę. Aaaa no i oczywiście nie byłoby soboty bez gwoździa programu, czyli PRANIA ale temu poświęcę osobny wpis, bo to jest zjawisko paranormalno-nienormalne, wychodzące poza granice soboty i zdrowego rozsądku. Jestem pewna, że teraz wystukując te zdania na klawiaturze mojego komputera, kosze (tak jak czytacie w liczbie mnogiej!) na brudne pranie zostają zapełniane przez tajemniczego Remigiusza lub inną magiczną postać z bajki, albo raczej z horroru. O Remigiuszu też Wam jeszcze opowiem bo to arcy ciekawy gość. Także widzicie plan jest doskonały. Jeszcze tylko gdzieś pomiędzy te czynności muszę włożyć dzieci i posiłki ale no cóż, sobota wymaga poświęceń, każdy musi się dostosować (w tym momencie zaczyna mi huczeć w głowie cichutkie “hihihi”, czyżby to był chichot losu?).
Oto i ona – sobota, godzina 8:30. Zaspałam! Mam nadzieję, że rozumiecie ironię tego stwierdzenia. Zaspałam w sobotę… Już wiem, że ze wszystkim nie zdążę, tak jak to sobie założyłam. Kuchnia już dawno powinna błyszczeć, a na stole powinno być uszykowane śniadanko. Zamykam oczy, szybka zmiana obliczeń, roszady w zadaniach. Rozmyślania przerywa wejście do pokoju pierworodnego: “Maaaamooo (mówi ziewając), chodź obejrzymy sobie bajeczkę”.
Cóż zrobić z taką prośbą?
Nie zastanawiając się długo włączyłam bajeczkę, przytuliłam syna, a on wsunął małe stópki między moje, żeby je ogrzać. Z całego sobotniego szaleństwa udało nam się jedynie poodkurzać. Parapety nadal są brudne, w garderobie panuje lekki rozgardiasz, a w ogrodzie nic nie zrobiliśmy bo padało…
Aaa i nie martwcie się, posiłki też udało się zorganizować. Myślę jednak cały czas o tym napięciu i rozedrganiu, które towarzyszy mi na myśl o sobocie. Czy naprawdę chcę, żeby to tak wyglądało? Czy przyjdzie jakaś komisja i będzie mnie oceniać na podstawie stopnia posprzątania? Czy ktoś zrobi test białej rękawiczki?
Zapewniam, że o ile nie występujecie w programie Małgorzaty Rozenek nic takiego się nie wydarzy. Nie zachęcam oczywiście do hodowania brudu i pogłębiania bałaganu ale zdradzę Wam, że to całe nieposprzątanie i rozgardiasz są bardzo cierpliwe, baaaardzo i one z pewnością na Was poczekają.
Małe, zimne stópki z kolei wymagają ogrzania zaraz, teraz, natychmiast i chyba szkoda byłoby to przegapić.